Scheppach HMS850 – tania wyrówniarko-grubościówka.

Dzisiejszy test jest nietypowy – przetestuję narzędzie… którego nie mam, czyli Scheppach HMS850.

Spokojnie, wszystko jest pod kontrolą. Nie mam Scheppacha, ale model HMS850 służył mi dzielnie niemal dwa lata. Więc zdążyłem poznać jego złe i dobre strony. Wiosną tego roku sprawiłem sobie większą maszynę, więc mój dotychczasowy zestaw, czyli Scheppach HMS850 + Metabo DH330 zmienił właściciela. Ponieważ jednak non-stop trafiam na różnych grupach i forach na pytania o ten model, postanowiłem przygotować krótką recenzję.

Co ci po taniej strugarce?

Wiecie co jest największym problemem w tego rodzaju maszynach? To, że nie bardzo mamy w czym wybierać. Rynek wygląda tak: są duże maszyny dedykowane rzemiosłu, albo takie nasterydowane elektronarzędzia. Pomiędzy nie ma praktycznie nic wartego uwagi. Maszyna, o której dzisiaj piszę występuje pod przynajmniej kilkoma markami. I to jest właśnie jedno z przekleństw tego typu maszyn – każdy z producentów/importerów dorzuca coś od siebie, coś zmienia, przez co finalnie, zakup kompletu noży o określonej długości, szerokości i grubości może być wyzwaniem. Ale wracając do pytania: co ci po takim narzędziu? Dla kogo będzie to dobry wybór? Odpowiedź jest prosta – dla przeciętnego majsterkowicza. Pod warunkiem, że wybaczy pewne niedoskonałości.

Pierwsze wrażenie, czyli nie taki chińczyk straszny.

Pamiętam, że chyba nie do końca byłem przekonany do tego zakupu. Ale z drugiej strony, równie mocno frustrowała mnie konieczność przepłacania w awaryjnych sytuacjach za drewno z marketów budowlanych, albo wycieczki na drugi koniec miasta, do warsztatu z pełnowymiarowymi maszynami. Uznałem, że nie będzie to najgorszy zakup w życiu. Scheppacha sprzedawał Leroy Merlin (nadal to robi) – HMS850 był za jakiś 1000 z małym hakiem.
Pierwsze wrażenie nie było aż takie złe. Ot, całkiem dobrze poskładana maszynka – na blacie widoczne ślady planowania, dość gładki i płaski. Najsłabszym elementem była prowadnica, którą nie dość, że ciężko było ustawić pod kątem prostym do blatów, to jeszcze była dość wiotka.

 

 

Praca i wrażenia – da się z tym coś zrobić?

Przez cały okres używania Scheppacha, służył mi głównie jako wyrówniarka. Wstępnie skalibrowany materiał wrzucałem później na grubościówkę. Tej w Scheppachu użyłem dosłownie dwa razy – przy fabrycznie naostrzonych nożach, więc szału nie było. Kiedy teraz sobie wspominam, dochodzę do wniosku, że na tym maleństwie powstało całkiem sporo fajnych rzeczy. Najdłuższym i największym materiałem, jaki obrabiałem na Scheppachu, to było drewno na pergole – elementy 40x60x2000mm. Nie obyło się bez gimnastyki, ale dałem radę. Przy świeżo naostrzonych nożach efekt finalny był naprawdę całkiem niezły.

Jak zbudowany jest Scheppach HMS850, czyli vibranium vs gównolit

W przypadku maszyn z dalekowschodnim rodowodem największe obawy budzi jakość wykonania. Faktycznie, często jest tak, że tanie modele nie grzeszą solidnością, bo mają w składzie sporą domieszkę tzw. gównolitu. Gównolit to jest bliżej nieokreślony stop, o właściwościach fizycznych materiału, który ma w nazwie. Jedno jest pewnie – gdyby Wakanda zamiast złóż vibranium miała złoża gównolitu, Marvel miałby spory kłopot z ekranizacją komiksów. Bo Czarną Panterę mogłaby pokonać skacowana, ślepa na jedn oko mucha – a to nie wyglądałoby dobrze w kinie 3D.

W tej grubościówce nie było dramatu, ale… przy dłuższej pracy maszyna lubiła dość mocni się nagrzać. Większość trybów jest wykonana z twardego tworzywa. Łańcuch i zębatki posuwu to metal, główne koło napędowe to także jakiś lekki stop.

Dlaczego maszyny za niewielkie pieniądze nie są stworzone do długiej pracy pod obciążeniem? Jeden z powodów widzicie na zdjęciach. Przy struganiu twardych gatunków drewna i większym zbiorze, te plastikowe elementy wyrabiają się jako pierwsze. Ponadto ich odporność na wysokie temperatury też nie jest najlepsza.

4 powody, dla których powinieneś kupić Scheppacha…

Załóżmy, że masz do wydania okrągły tysiąc złotych. Chcesz coś niewielkiego, coś zasilanego 230V. Najlepiej w miejscu, gdzie będziesz mógł bez problemu złożyć reklamację, gdyby coś było z maszyną nie tak. Scheppach HMS850 to będzie dobry wybór, ponieważ:

  • jest stosunkowo tani
  • jest stosunkowo dokładny
  • jest dość solidny i mało awaryjny
  • będziesz z niego zadowolony, jeśli nie jesteś zbyt wymagającym majsterkowiczem

Wbrew temu, co przeczytasz na forach i grupach tematycznych na fb, tą maszynką da się pracować. Da się przygotować za jej pomocą drewno do prostych projektów. Musisz tylko pamiętać, że nie jest to narzędzie dla aptekarzy. Jeśli jesteś perfekcjonistą, odpuść ją sobie i zainwestuj tego tysiaka w ręczne strugi.

4 powody, dla których nie powinieneś kupować Scheppacha.

To jest narzędzie z rodzaju tych, które kupuje się nie z miłości, przekonania, czy ze względu na kapitalną jakość. Kupuje się je, bo tak naprawdę brak alternatywy. Dlatego też musisz pamiętać, że ten sprzęt ma kilka wad. Oto najpoważniejsze z nich:

  • ustawienie kąta prostego jest upierdliwe i może to zająć sporo czasu
  • boczna prowadnica nie jest wzorem sztywności i lepiej zmienić ją na coś porządniejszego. U mnie były to sklejone ze sobą dwa pasy sklejki 18mm
  • maszyna nie nadaje się do długiej pracy i dużego, jednorazowego zbioru
  • żeby kupić zapasowe noże, lepiej zdemontować stare. W tym modelu producent montował (podobno) 3 różne wałki i znajomość modelu nie gwarantuje sukcesu. Noże są dość drogie – komplet kosztuje około 100 pln. Są jednostronne!

No dobrze. Jaki jest zatem werdykt? Czy kupiłbym Scheppacha jeszcze raz? Gdybym nie mógł pozwolić sobie na zwiększenie budżetu – tak. Jednym słowem – tyłka nie urywa, ale jak się nie ma, co się lubi, to się lubi, co się ma. Tak, to najlepsze podsumowanie dla tego sprzętu.

PS W sprzedaży jest jeszcze wyższy model Scheppach HMS 1070. Recenzję znajdziecie na kanale Krzysztofa ze Stolarni od zera.

error

Znajdziesz mnie też tutaj

YouTube
YouTube
Instagram