Qbrick System, czyli jak zostałem budowlańcem

Dostałem zlecenie. Typowa mokra robota. Musiałem zakraść się na najwyższe piętro i ją załatwić. A załatwić ją to nie jest taka prosta sprawa. Była szpetna, przez dobry tydzień nie ruszyła się z miejsca. Ale wziąłem ją sposobem. Bo ja mam swoje sposoby na plamy po zalaniu. Oto jak wyglądała moja misja o kryptonimie „Qbrick System”.

Bałagan i awantury na Rynku.

Poznań odwiedziło w ciągu ostatnich miesięcy kilku egzotycznych gości. Był Ksawery, był także Grzegorz. Typowi obcokrajowcy. Wpadną na parę dni, zrobią bałagan, awanturę na Rynku i wrócą do siebie. Zero ogłady. Jeden z nich rozprawił się z mieszkaniem koleżanki. W zasadzie z dachem budynku, w którym znajduje się jej mieszkanie.  Bezczelnie powciskał wodę deszczową w szczeliny między płytami stropowymi, co zaowocowało pięknym wykwitem żółtych plam, a w najbardziej emocjonujących momentach nawet małym wodospadem w łazience.

Postanowiłem więc spakować manatki i zaszyłem się na kilka dni w mieszkaniu ze świetnym widokiem na panoramę poznańskich Jeżyc. Ponieważ idea pokazywania narzędzi w ich naturalnym środowisku, czyli podczas pracy, przyświecała mi od początku istnienia Pana Fleksa, uznałem, że to świetny moment, żeby przetestować nowość – skrzynki narzędziowe Qbrick System.

Ksawery zrobił źle. Grzegorz poprawił.

Ulewne deszcze i wichury zostawiły po sobie trwały ślad na ścianach i suficie mieszkania znajomej. I byłoby to może proste i nieskomplikowane zlecenie, bo pędzlem potrafię machać jak mało kto, gdyby nie specyficzny gust poprzedniej właścicielki mieszkania, nazywanej przez koleżankę Panią Generałową. Otóż Pani Generałowa miała kaprys, żeby cały przedpokój zrobić sobie w drewnie. Fajnie, ale było to modne kilka dekad temu. Oprócz boazerii, górną część ścian zdobiły pawlacze. Żeby dostać się do ścian i udostępnić mieszkanie rzeczoznawcy, trzeba było zacząć od usunięcia całego drewna i mebli. Pod boazerią uchowała się jeszcze tapeta, której jedyną zaletą był fakt, że stanowiła świetne tło do zdjęć na imprezach hipsterów. No i dość dobrze schodziła ze ścian po namoczeniu wodą. Jeśli jesteście przypadkiem Panią Generałową, pamiętajcie o tym, że kiedy już odejdziecie z tego świata, ktoś będzie musiał rozprawić się z tą waszą boazerią. Bo boazeria, moi drodzy, nie jest wieczna.

Plan działania

Żeby uporać się z remontem, podzieliłem sobie pracę na kilka etapów. Zacząłem od zdjęcia boazerii i zdemontowania pawlaczy. Podczas demolki ścian musiałem na nowo zamontować gniazdka i włączniki, bo zostały osadzone poza puszkami, w otworach, w boazerii. Następnie przyszedł czas na usuwanie starych tapet. Później było mycie ścian i gruntowanie. Kolejny etap to szpachlowanie ubytków po kołkach, odspojeń i różnego rodzaju niespodzianek. Musiałem także schować pod tynkiem instalację od domofonu, który został zainstalowany na długo po montażu boazerii. Różnego rodzaju kabli było tam zresztą sporo. Odcinałem je trochę na czuja, zakładając, że przewodem z drutem o przekroju 5×0,75 nikt nie pociągnął fazy. Bo inaczej ja miałbym fazę. Jeden z ostatnich etapów to gładź, szlifowanie i malowanie.

No i sufit. Bo ten pod boazerią był w takim stanie, że jego prostowanie zajęłoby mi dwa tygodnie. Mój plan pomógł zaplanować listę narzędzi potrzebnych do każdego etapu. Bo oprócz remontu, w planowanych przerwach na schnięcie ścian, przestawałem być budowlańcem i wracałem do garażu. Część narzędzi wracała więc ze mną. I tutaj swoje 5 minut miały skrzynki Qbrick System.

Skrzynie, skrzynki, pudełeczka

Skrzynka narzędziowa to z jedno z najbardziej oczywistych elementów wyposażenia każdego budowlańca, stolarza, albo majsterkowicza. Przez bardzo długi czas, na rynku dostępne były klasyczne, zamykane na zatrzaski skrzynki w wielu rozmiarach i o różnym wyposażeniu. Jeśli jednak chciałeś wziąć na montaż elektronarzędzia, musiałeś zdać się na pomysłowość (lub jej brak) producentów elektronarzędzi. Gdy do walizki z wkrętarką mieściła się tylko… wkrętarka, ładowarka i akumulator, to takie banalne pudełko bitów często musiało lądować w osobnej torbie, albo skrzyni. A to zajmowało cenne miejsce w aucie, a także… rękę, albo ramię. Zupełnie bez sensu. Zamiast kursować na 158 piętro, w bloku bez windy, z workami gipsu, albo płytami G-K, trzeba było kursować z narzędziami. Ale to już na szczęście przeszłość.

Qbrick system, czyli skrzynka od nowa

Pomysł na Qbrick System jest prosty – zestaw zawiera kilka rozmiarów skrzynek narzędziowych, które można ze sobą spiąć, a dodatkowo, cały zestaw można wyposażyć w platformę jezdną z kółkami.


Największa ze skrzyń, 450-tka ma w środku kuwetę, regulowaną przegrodę oraz zestaw pasków do powieszenia narzędzi.

Mniejsza, 350-tka to samo. 250-tka natomiast ma w środku dwie przegrody i 6 pojemników – dwa duże i 4 małe. Jak na rozwiązania systemowe przystało, pudełka można zawiesić na ścianie, na haczykach, albo specjalnej listwie.

 

I tutaj pojawia się pierwsza z licznych zalet Qbricka. W zależności od potrzeb, możemy zabrać ze sobą cały system, bądź kilka elementów. Kiedy pojechałem do mieszkania pierwszy raz, wziąłem cięższy sprzęt – młotek udarowy, wkrętarkę, latarkę, osprzęt do elektronarzędzi, grunt, paczkę gipsu szpachlowego, młotek, łom, kilka szpachelek, pędzli i pacę do nakładania gładzi. Zmieściłem całość w 450-tce spiętej z platformą na kółkach. Gdybym chciał spakować się do takich np. skrzynek HD, potrzebowałbym ich pewnie dwóch, bądź trzech. Dzięki platformie, w drodze od auta do mieszkania, na skrzynię mogłem wrzucić wiadro gotowej gładzi, wiadro farby i kilka innych drobiazgów.

Co sprawia, że wszyscy chcą Qbricka?

Kiedy wrzuciłem na FB zdjęcie moich skrzynek w SPA (czyli na samoobsługowej myjni, w drodze powrotnej z budowy) jeden z czytelników zapytał o to, dlaczego wszyscy tak trąbią o tym całym Qbricku. Obiecałem, że rozwinę ten temat w recenzji. Otóż wszyscy tak trąbią, bo to są bardzo fajne i przemyślane skrzynki. Po pierwsze, wielkość – nawet 350-tka jest na tyle głęboka, że można do niej wrzucić kilka elektronarzędzi i dodatkowy sprzęt. Klasyczne skrzynki są zazwyczaj wysokie i wąskie, więc mało się tam zmieści. Po drugie, dodatkowa kuwetka umieszczana na górze skrzynki zabiera cenną przestrzeń. Tutaj mamy regulowaną przegrodę, małą kuwetę, która również się przydaje (znajdzie tam swoje miejsce miara, ołówki, nóż, wiertła, bity, etc.). Kuweta jest natomiast płytka i to jest w niej fajne, bo nie zabiera miejsca. Po trzecie, obok kuwety, po drugiej stronie przegrody, jest kawał przestrzeni – ja wstawiłem tutaj szpachelki, gips, taśmy maskujące i kilka innych rzeczy.

 

Wodoodporne schody i przegródka na bułkę z salami.

Ktoś, kto projektował tę skrzynkę, zrobił naprawdę dobrą robotę. Skrzynka ma bowiem kilka dodatkowych funkcji. To, że jest wykonana z trwałego materiału napisała większość recenzentów. To, że może po niej przejechać auto – także. Ale chyba nieczęsto się zdarza, żeby w remontowanym mieszkaniu ktoś najechał na naszą skrzynkę narzędziową: „Ja pana bardzo przepraszam, nawigacja mnie źle pokierowała. Która tu to ta świętej Jadwigi?”. Dużo częściej od udzielania wskazówek zagubionym kierowcom SUVów, musimy zamocować coś pod sufitem. Co, jeśli nie zabraliśmy drabiny? Otóż skrzynki świetnie odnajdują się w roli schodów, albo małego podestu. Największa z nich, 450-tką, przy moich 186 centymetrach wzrostu wystarczała w zupełności, aby zaszpachlować łączenia płyt na suficie.

Skrzynkę można obciążyć ponad 100 kilogramowym ciężarem. Wspomniałem także o platformie, która ułatwia przemieszczanie materiałów budowlanych. Skrzynki mają także specjalny rowek na klapie z miarą – w zupełności wystarcza jako przenośny blatu do cięcia, np. profili stalowych pod stelaż z płyt G-K.

No i ostatnia z moich ulubionych cech – skrzynki są odporne na wilgoć i wodę. Klapa jest wyposażona w uszczelkę, która chroni zawartość skrzyń. Nigdy wcześniej nie zdarzało mi się myć na myjni skrzynek z narzędziami. Człowiek do pewnych rzeczy dorasta z wiekiem. Podobnie jak do zabierania do skrzynki bagietki ze świeżą sałatą, ogórkiem i salami.

Wady, zalety

Twarde i wytrzymałe tworzywa, solidne zawiasy, uszczelki chroniące przed wilgocią, funkcja drabiny lub podestu, platforma z kółkami, dobrze wyprofilowany uchwyt skrzynek (mają specjalną blokadę, która uniemożliwia rączce całkowity obrót w obie strony), dzięki którym możemy przenosić jedną ręką nawet dwie małe skrzynki – to kilka niewątpliwych zalet, które zaobserwowałem podczas moich wyjazdowych zleceń. Skrzynki są pojemne, ale można je przewieźć w bagażniku większego kombi.

A wady? Na początku brakowało mi trochę jakiegoś teleskopowego uchwytu, dzięki któremu mógłbym ciągnąć skrzynki za sobą. Po pewnym czasie uznałem jednak, że sama platforma jest na tyle wygodna, że uchwyt jest niepotrzebny, bo skrzynie można pchać. W końcu nie jest to modna walizka z bagażem podręcznym, tylko solidna skrzynia na narzędzia.

Ile to kosztuje?

Ile kosztują skrzynie? W zależności od pojemności, ceny zaczynają się od 130 złotych. Zestaw z platformą to wydatek rzędu 600 złotych. Co ważne, skrzynie są w 100% polskim wyrobem, więc czasami zamiast wspierania majfrendów warto zostawić trochę pieniędzy tutaj.

A jak skończyła się moja misja? To był pełen sukces. Przywracanie pomieszczenia do stanu sprzed zalania zajęło w sumie tydzień, na oko, jakieś 30 godzin pracy. Udało się usunąć zacieki i plamy, sufit jest prosty, ściany białe, osprzęt elektryczny trafił z powrotem do puszek podtynkowych, a pod sufitem nie plączą się już niewiadomego przeznaczenia kable. Ale nie, Grzegorzu, nie wracaj już do nas. Na jakiś czas mam dosyć bycia budowlańcem.

error

Znajdziesz mnie też tutaj

YouTube
YouTube
Instagram