Bitwa o dom, czyli o tym, jak dałem się zrobić w konia.

Nowa produkcja TVN-u – „Bitwa o dom”. Podobno można tam znaleźć cenne porady, które pozwolą uniknąć wielu błędów. Po potrójnym seansie wiem jedno. Faktycznie, można uniknąć błędów, a przynajmniej jednego: marnowaniu czasu na oglądanie debilnych programów.

Mało jest w ofercie nadawców programów, w których prowadzący dzielą się swoją wiedzą przydatną majsterkowiczom. Dlatego pełen emocji zasiadłem któregoś środowego wieczora przed telewizorem, aby sprawdzić, co przygotowała „programowo najlepsza telewizja”. W salonie śmierdzi do dzisiaj – okazało się bowiem, że to straszna – bardzo przepraszam za wyrażenie – kupa. Ale do rzeczy.

Eksperci od niczego. Pardon : Pani od Architektury, Człowiek z Tatuażem na Przedzie, Człowiek Renesansu i Królowa Białej Rękawiczki i Znawczyni Zakurzonych Zakamarków.
Nie odkryję Ameryki jeśli stwierdzę, że telewizja jest po to, aby zapewnić rozrywkę o różnym poziomie jakości. Tak właśnie jest w przypadku „BOD”. Rozrywka w wykonaniu producentów TVN-owskiego show polega na tym, aby zebrać w jednym miejscu kilka rodzin, dać im mieszkanie „na niby”, a później oceniać efekty ich prac. Czyi tego ile kolorowych pasów namalują w piwnicy, jak fachowo zamontują karnisz, albo posprzeczają się z niedoszłym zięciem. Oczywiście najlepiej, jeśli uczestnicy show mają problemy – alkoholowe, psychiczne, albo rodzinne. Albo najlepiej wszystkie w różnych proporcjach. Wtedy jest większa oglądalność, bo jak człowiek zobaczy w jednym miejscu tyle nieszczęść, to od razu poprawia mu się humor. Że to nie dotyka tylko jego samego. 
No i koniecznie jakieś wyróżniające się jury – to kolejny żelazny punkt scenariusza. Spośród trójki „sędziów” znałem wcześniej panią od białej rękawiczki, która uwielbia wsadzać ręce tam, gdzie jest duża szansa na ich pobrudzenie. Kojarzyłem także pana z fantazyjnymi tatuażami, który na swojej robocie zna się tak samo, jak ja na kiszeniu kapusty. Czyli coś kuma, ale raczej nadrabia miną. Pan Tomasz, bo o nim mowa, jest bardzo ciekawą postacią – swego czasu prowadził program, w którym uczył majsterkowania. Program o wdzięcznej nazwie „Samowkręt” pokazywał wszystko, oprócz solidnej pracy. Przeczytałem później w sieci, że Pan Tomasz to człowiek renesansu, bo wiele potrafi. Ukończył nawet kierunek studiów związany z drewnem. Prowadził studio projektowe, które wypuściło na rynek w ciągu dwóch lat kilkadziesiąt mebli. Nie dziwię się, że postanowił wytatuować sobie ręce. Ludzie w akcie desperacji robią dziwne rzeczy. Zrobiło mi się jednak także całkiem miło. Bo skoro człowiekiem renesansu może być ktoś, kto: 
  • ma tatuaż, 
  • ma zespół muzyczny, 
  • skończył studia, 
  • produkuje reklamy.
to i ja mam na to spore szanse. Jeśli tylko nauczę się piec kasztany, z przyjemnością wystąpię o taki sam tytuł.
No dobrze, ale cóż w tym programie takiego nietypowego i irytującego? Właściwie, to nic. Albo wszystko. Począwszy od fachowości jury, poprzez dobór egzotycznych person biorących udział w show, po żenujące przejawy lokowania produktów sponsorów. Czy wiecie, że Dulux oprócz farb robi także… ceramiczne kubki? Noooo, właśnie. Robi. Skoro używają ich uczestnicy, to musi robić. Zastanawiam się dla kogo jest ten program… Dla przeciętnego Kowalskiego? Raczej nie. Przeciętny Kowalski zna się na wszystkim, więc także na remontach i raczej poziom merytoryczny go zniechęci. Do ludzi zatroskanych o losy innych? Chyba także nie – dla nich TVN ma w ofercie „Rozmowy w toku”. Całe szczęście, że program robi komercyjna telewizja. Bo nie muszę współfinansować tego badziewia z abonamentu.
error

Znajdziesz mnie też tutaj

YouTube
YouTube
Instagram